A kogo stać na trwonienie swojego życia w niepamięci – niech nic nie pisze. Świat jest mały, miejsca niewiele, drzew jeszcze mniej
Usłyszałam wczoraj, że należy pisać codziennie. Nawet jeśli nie ma o czym. Zresztą pisanie o niczym – to właśnie jest wyzwanie. Pisanie o niczym w sposób ciekawy – to jak zdobycie Mount Everestu. Budzę się zatem dziś rano, w głowie mam pustkę i z miejsca rzucam się na klawiaturę. Będę pisać. Będę pisać codziennie przez okrągły rok, równolegle pisząc książkę, a raczej książkę niedokończoną będę kończyć, pisząc równolegle drugą książkę, a raczej drugą książkę niedokończoną będę kończyć. Wszystko o niczym.
Prawdę mówiąc z tym pisaniem jest tak, że im więcej człowiek pisze, tym więcej ma do napisania. I odwrotnie. Im pisze mniej, tym mniej rozszalałe jest jego pióro. Z każdym dniem niepisania pióro grzęźnie w wyschniętym kałamarzu, aż wreszcie porasta kurzem i człowiek zamiera. Stupor rodzi stupor, marazm marazm wzmacnia, powiększa, rozszerza w bezmiar marazmu, w nieskończoną nicość i nim się człowiek obejrzy – życie przeleci. W tle wspomnień zamajaczy w zamian nieskończona liczba takich samych, półświadomych piątków, kilkadziesiąt postów na Facebooku, jakiś żart w rozmowie, jedna wiosna, druga wiosna, chwila fascynacji kimś, koniec fascynacji kimś, i na dobrą sprawę to wszystko. Zatem nic. Ale niezapisane nic, to jest dopiero nic! To jest ogrom nicości, pustka wszeteczna, studnia bez dna. Przepaść, amen, szlus. Nawet punktu wyjścia nie ma, nawet zawiązku, pętelki, połowy komórki, z której by cokolwiek mogło powstać. Beznadzieja. Proch. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. W międzyczasie w smartfonie pogrzebiesz. Herbatę wypijesz. Włożysz łyżkę w szklankę. Przez życie z dnia na dzień się przekolebiesz.
Zawsze można sobie jeszcze powtarzać, że to wyjątkowe kolebanie. Nikt inny nie umie się tak kolebać. Zwłaszcza po browarze. Nikt tak nie potrafi grzebać w smartfonie. Nikt tak nie wkłada łyżki w szklankę. I owszem, w tej szklance jest utopiona pewna prawda. Zarówno zdanie, że nikt nie jest wyjątkowy jak i zdanie, że wyjątkowi są wszyscy – jest prawdziwe. Nikt nie jest wyjątkowy, bo co w kolebaniu się przez życie i grzebaniu w smartfonie jest wyjątkowego? Niby nic. Ale każdy kolebie się na swój sposób i każdy ma swoją metodę grzebania. Nie ma drugiej takiej samej twarzy. Nie ma drugiej takiej samej kreski papilarnej.
Jakby nie patrzeć, tak czy owak, która szkoła by nie obowiązywała, pisać nie zawadzi. Jeśli życie jest wyjątkowe – trzeba pisać, by wyjątkowość uwiecznić, by tej wyjątkowości w czasie nie utracić, by wyjątkowość przez palce nie przeleciała. Kogo stać na trwonienie swojej wyjątkowości, a ściśle kogo stać na zatracenie każdego kolejnego dnia swojego życia w niepamięci – niech sobie trwoni, traci i nic nie pisze. Świat jest mały, miejsca niewiele, drzew jeszcze mniej.
Druga ewentualność: wyjątkowości brak. Nic się nie dzieje, dzień każdy szary, telefon milczy, nuda. Nikogo nie obchodzi moje kolebanie, łyżkę w szklankę wkładam pospolicie, w smartfonie grzebię byle jak. Tym bardziej grzech nie pisać. Jak się nic nie dzieje i się nic nie pisze, to dopiero się nic nie dzieje! Jak się nic nie dzieje i się nie pisze, nigdy nic nie zacznie się dziać. Jak się nic nie dzieje, a zacznie się pisać, życie rozkręca się jak bączek. Z katatonicznej nicości zaczyna kiełkować jedna myśl, potem druga, kolejna, zaraz lawina myśli, taniec liter, szarpanina przecinków, kropek, błędów ortograficznych, błędów stylistycznych, wściekła potrzeba poprawiania, doskonalenia, szukania po słownikach synonimów, sprawdzania poprawności merytorycznej, istny szał działania. Inna rzecz, że z tej nicości kiełkująca twórczość człowieka potrafi zapędzić w realną inicjatywę. Dziś rano myślałam, że nic się nie dzieje. Ale od kiedy piszę, a piszę wszak o niczym – tyle spraw się urodziło! I ciągle mnie coś odrywa od pisania. A kiedy mnie coś odrywa od pisania, pierwotny brak potrzeby pisania zamienia się nagle w chęć pisania, ta chęć się wzmaga i przeradza się w zabawę, nałóg, wreszcie: konieczność. A gdy jest już konieczność pisania, nie ma mowy o tym, że się nic nie dzieje. Gdy jest konieczność pisania, człowiek staje się naładowany jak karabin maszynowy, człowiek pęka od emocji, człowieka nosi po ścianach i najmniejszą przeszkodę w pisania, ot, na przykład: długo oczekiwany telefon z banku w sprawie karty płatniczej – człowiek gotów zignorować. Co tam zignorować! Rzucić telefonem o jedną z tych ścian, co po nich człowieka nosi! Rzucić telefonem i tym samym na zawsze odciąć się od świata realnego, na zawsze odciąć się od sklepu z prawdziwymi produktami do kupienia za prawdziwe pieniądze (nie samymi pieniędzmi człowiek żyje!) i, co najważniejsze, odciąć się od piekielnie irytującego pytania przedstawiciela banku:
- Czemu pani o nas takie rzeczy pisze?!
Dlatego, zapisawszy już całą stronę czcionką niedużą tekstem zupełnie o niczym, jeszcze raz podkreślam – pisać trzeba. Czego zatem nie trzeba? Nie trzeba tego publikować.
Filed under: DMŻ, Sens Życia
