Trzy kroki w tył i wszystko wydaje się inne. Jakbyś się człowieku z kołowrotka uwolnił i sens własnego istnienia przestał przeceniać
Jeśli myślicie, że nie odzywam się ostatnio, bo jestem pochłonięta przedświąteczną bieganiną, to jesteście w błędzie. Moje milczenie ma dużo bardziej prozaiczne podłoże. Moje milczenie właściwie nie wynika z niczego. Znacie takie sytuacje, gdy jedna osoba wpada w niepokój spowodowany milczeniem drugiej? Czemu nic nie mówisz?! Obraziłeś się?! Co ci takiego zrobiłam?! Co cię ugryzło?! O co ci chodzi?! A ten owszem milczy, ale ani się nie obraził, ani nic mu nie zrobiła, ani go nie ugryzło, o nic mu nie chodzi, nic, nic się nie stało – po prostu: on nie ma nic do powiedzenia. O ile nawet nie przypuszczam, że ktokolwiek z Państwa wpadł z mojego powodu w najmniejszy popłoch/niepokój/ zdumienie, że w ogóle w cokolwiek wpadł, ba!, że w ogóle cokolwiek zauważył, albo też zauważył czegokolwiek brak – o tyle faktem jest, że nie mam nic do powiedzenia.
Gdy człowiek chce gdzieś wystartować, zwykle robi na początek trzy kroki w tył. Trzy kroki w tył dają przestrzeń, dystans, pozwalają na rozbieg i pokonanie najtrudniejszych przeszkód. Ja – choć w niczym nie startuję – też zrobiłam trzy kroki w tył. Wzięłam głęboki oddech, nabrałam powietrza jak przed zanurzeniem. Gdy się ma pełne płuca tlenu, nie ma mowy o paplaninie. Widział ktoś człowieka, który trajkocze przed skokiem? Nie. Przed skokiem trzeba się skupić, zamknąć, zamilknąć. Należy się odciąć od wszystkich i wszystkiego. Bzdur na Facebooku nie pisać, bzdur na Twitterze nie czytać. Internet zamknąć, przed kominkiem usiąść i wlepić puste spojrzenie w ogień. Trwać. Wisieć. Ponudzić się nieco. Nic nie pisać, a frazę chwinową przemyśleć. Fraza chwinowa w głowie wszak jak drzazga ze ściętej sosny uwiera. Fraza chwinowa? Żeby tylko! Żeby tylko fraza chwinowa, nic by się nie działo. Frazę chwinową o tym, że 90 procent drukowanych książek nie zasługuje na śmierć choćby jednej sosny – byłbyś zniósł. Ale gdy tylko oddech złapiesz, gdy tylko się zanurzysz, gdy się od dyrdymałów odetniesz, gdy cię grypa sieknie, gdy telefon wyłączysz, gdy wszystkie doniesienia, które w gruncie rzeczy mówią zawsze jedno i to samo: Ja! Ja! Ja! – gdy wszystko to zasnuje mgła twojego zobojętnienia – zajrzyj tedy człowieku do biblioteki. Zdejmij z półki kilka dobrych, naprawdę dobrych książek i je przeczytaj. I spróbuj dalej żyć! Spróbuj dalej pisać! Spróbuj pisać i jeszcze to publikować! Nie da się. A przynajmniej nie jest już tak łatwo.
Fraza chwinowa jest tylko początkiem, preludium twojego milczenia. Zaraz za nią bowiem czai się, na przykład taki Jerzy Pilch. I jego Wiele Demonów. I tu się naprawdę żarty kończą. Fraza pilchowska bowiem faktycznie demony w człowieku budzi. Fraza pilchowska z nóg ścina, na kolana rzuca, czarną pianę toczy. Słowa odbiera na dobre. I mordercze życzenia śmierci autora wywołuje. Z zazdrości. Z niemocy. Z rozpaczy.
Chcesz coś powiedzieć? Chcesz coś napisać? Pękasz od twojego JA? Jesteś pewny, że wszyscy czekają na to, co masz do powiedzenia? Że to jest niezbędne, konieczne, ważne? Zrób trzy kroki w tył, spójrz na siebie z daleka. Teraz wszystko wydaje się inne. Jakbyś się, człowieku-chomiku z kołowrotka uwolnił, jakbyś przestał widzieć tylko te swoje trociny i, co najważniejsze, jakbyś sens własnego istnienia przestał wreszcie przeceniać.
Sens istnieje bowiem tylko z perspektywy. Bez niej sens się zaciera, dławi, kurczy, sam siebie zgniata. Zbyt blisko sensu nie widać. Z trzech kroków owszem: jak na dłoni. Dosłownie, bez przenośni. W zasięgu dłoni, którą wystarczy ścisnąć w garść. Lepszy sens w garści niż bezsens na dachu. Tym bardziej, że ten dach jest wirtualny.
Trzy dni bez Facebooka. Bez forów internetowych. Bez jazgotu, hejtu, tego cyfrowego łomotu, tego upustu dla zdławionych siedmioma wyrazami na krzyż (żal, klecha, Żyd, bełkot, pedał, gender, feministka) gardeł internautów. Boże, o ile przejrzyściej czyta się na papierze! Ile tam jest powietrza, ile ciszy na własne przemyślenia! Brak komentarzy pod tekstem jest jak hołd dla umysłu. Nieskończenie piękna zaduma. Oddalona puenta. Głęboki oddech. Trzy kroki w tył.
Trzy dni w milczeniu. Trzy dni w zanurzeniu. Trzy dni dystansu. Trzy dni bez czegokolwiek do powiedzenia. Trzy dni z książką, jak z sensem w dłoni. Trzy dni z jasnością umysłu. Tego właśnie, jak światła gwiazdy betlejemskiej Państwu na te święta życzę. I nie tylko na święta. Nie tylko na trzy dni. Niechby na tydzień. Dwa. Nowy rok.
Całe życie.
Filed under: Sens Życia Tagged: cisza, Jerzy Pilch, spokój, Stefan Chwin, Wiele Demonów, święta
