Już ustalam kogo na swój pogrzeb zaproszę, gdy przychodzi okrutna myśl: czy w ogóle ktoś przyjdzie?!
Gdy się idzie w kondukcie pogrzebowym, zawsze, ale to zawsze przychodzi do głowy pewna myśl. Może nie każdemu przychodzi, co zrozumiem, ale mnie – owszem – przychodzi. Tak więc pierwsza myśl: nie rozpłakać się. Nie rozpłakać się. Mój Boże, co zrobić, żeby się nie rozpłakać? Nie wiem, jak wy, ale ja jestem koszmarnie płaczliwa i gdy tylko uronię pierwszą łzę, wyję histerycznie przez bitą dobę i żadne logiczne pocieszenia do mnie nie trafiają. Po prostu płaczę zapamiętale jakby świat się skończył, jakby rzecz pierwotnie mnie rozklejająca rozdarła już na strzępy moje serce i żadnego ratunku nie ma dla mnie, ani dla tej połowy świata, którą reprezentują malutcy, biedni, chorzy, porzuceni, głodni, nękani, oszukani, zastraszeni, bezdomni, zabici.
Tak więc z tym ładunkiem w głowie idę w kondukcie pogrzebowym i czynię wygibasy myślowe, by ładunku w żaden sposób nie naruszyć i z byle napotkanym uczestnikiem konduktu, dajmy na to z takim Wieśkiem Będzłowiczem duby smalone omawiam, by za wszelką cenę o zmarłym choćby przez sekundę nie pomyśleć. Zmarły bowiem niechybnie do malutkich, biednych, chorych, porzuconych, głodnych, nękanych, oszukanych, zastraszonych, bezdomnych, zabitych – od razu mnie zaprowadzi.
Zmarły ma zresztą tę sprytną umiejętność, że nie tylko do wyżej wymienionych mnie kieruje, ale też do zupełnie innych, nad którymi moje serce również zaczyna łkać, a łka jak oszalałe. Na przykład do tych, co mają gorzej ode mnie. Jeśli zatem jestem na pogrzebie dajmy na to – dziadka – ten od razu mnie prowadzi na przód, pokazuje skulonych w bólu moich starszych i powiada:
- Ty wnuczka, może czasem sje nasmiewala, bo źwileńska zacjągał, pies cię drapał. Ale ty wiesz, co czuje teraz twój ojciec, a mój syn?!
Łzy murowane. No i jeśli jestem – nomen omen – na pogrzebie wujka, to mi wujek konkretnie kopa w tyłek daje i mówi, a mówi tak:
- Dalej sobie pitol bzdury z Wieśkiem Będzłowiczem o dupie Maryni, ale choć przez sekundę pomyśl, co teraz czuje moja matka!
I tu mnie wujek ma, tu ja się rozkładam na łopatki, tu odganiam Wieśka Będzłowicza i uderzam w płacz. Diabli biorą mój tusz na rzęsach i poranne złożone przed lustrem obietnice, że nie uronię na pogrzebie ani jednej łzy. Otóż uronię i niejedną, ale poryczę się jak bóbr i tak rycząc wejdę w następną fazę beznadziejnego unikania myśli, myśli, która przyjdzie na pewno, przyjdzie jak dwa razy dwa, przyjdzie, kochani, jak śmierć i jak śmierć mnie przygniecie.
Będzie to myśl właśnie o mojej własnej śmierci.
A ściśle – będzie to myśl o moim pogrzebie. I tak zapłakana będę szła niejako w kondukcie własnej ostatniej drogi i będę rozmyślać jaki to żal, jaka rozpacz, bądź – o zgrozo – jaka oburzająca niefrasobliwość pojawi się na jej końcu? Jeśli bowiem ktoś tam z przodu będzie faktycznie rozpaczał, to czy w ogonku nie znajdzie się jakaś wysztafirowana lala, co z Wieśkiem Będzłowiczem będzie bajdurzyć o pogodzie, obiecawszy sobie wcześniej rano przed lustrem, że nie uroni łzy, by jej się makijaż nie rozmazał!? Czy w ogóle chcę oglądać na własnym pogrzebie Wieśka Będzłowicza i taką właśnie osobę?! I tak na dobrą sprawę, kogo chcę oglądać?! Chciałabym ustalić!
I ustalam, kogo sobie na swoim pogrzebie życzę, a kogo z pewnością nie, już układam listę, już wysyłam zaproszenia, gdy przychodzi myśl kolejna, a bodaj najokrutniejsza: czy w ogóle ktoś przyjdzie?! No chyba ktoś przyjdzie?! Co?! Tebebe może nie, bo już dawno zapomniał, ale Wołoska?! Erill?? Tattwa?!!!
To może Segritta, diabolątko? Może Valenta, wietrzne pióro? A może wreszcie jakiś facet? Sztala, zlituj się chłopie! Hej, Prezes Don, Janson i Brat Zacieszyciela? A może ty, Kominek? Nie wygłupiaj się, zawsze to jakaś okazja trafienia do gazet. To co? Orły sokoły. Hej, kozacy! Gdzie ci Menschczyźni, prawdziwi tacy? Gdzie się oni, Kurczę, podziali?
Przerzucam w panice znajomych na Facebooku, grzebię wśród rodziny, potrząsam przyjaciółmi, ba! – robię nawet wypad do kilku knajp. A potem, tak na wszelki wypadek postanawiam, że wezmę do trumny komórkę, by tam odbierać tak dobrze mi znane SMS-y:
- Sorry za spóźnienie. Wpadnę następnym razem.
Filed under: Koniec Świata, Sens Życia Tagged: blogosfera, pogrzeb, śmierć
