Kim byłby Achilles bez pięty?
Niedoskonałość człowieka jest jego zaletą. Kodem, po którym w tysięcznym tłumie rozpoznaję właśnie jego
Dawid miał roztrzęsione dłonie. Gdy kupował mi bilet na metro, nie mógł trafić w odpowiedni klawisz automatu. Przeklinał wtedy strasznie, a ja go uciszałam. Mówiłam: niech drżą. Mnie się podoba. Nie każdy przecież może tych dłoni dotykać. Nie każdy to drżenie może uspokoić.
Niedoskonałość człowieka jest jego zaletą. Kodem, po którym w tysięcznym tłumie rozpoznaję właśnie jego. Wada wymowy, krzywe zęby, za duży nos. Znamię na broń Boże nie idealnej twarzy, rysa na charakterze, skrywana słabość – jakże to piękne! Jakże ciekawe i ludzkie.
Skończmy z tą poprawnością. Perfekcja to nuda. Czymże jest bowiem całkiem gładka cera w porównaniu z wysypem piegów? Czymże jest nieskazitelna dobroć w porównaniu z tajemnicą przewinień? Czymże jest boska niezłomność w obliczu rozdygotania i wahań? Kim byłby Achilles bez swojej pięty? Czymże wreszcie, byłaby bez niej ludzkość?
Uwielbiam wady. Ciemne zakamarki, blizny przeszłości. Mroki duszy, demony. Poharatane grzechem, poparzone żarem występku, serca. Splątane sny, węże w zakamarkach umysłu. Spękane wargi i charczące przekleństwa. Wilczym włosem porośnięte myśli.
Ręce Dawida już nie drżą. Uspokoił je chłodny wiatr od rzeki. Poranna rosa na wiosennej trawie. I dwadzieścia osiem kapsułek barbitalu. Gdy więc przychodzi dziś do mnie w snach – jest już spokojny. Bez drżenia zapala papierosa, patrzy nieruchomo mi w oczy i wydaje się być całkiem idealny. A gdy znudzona, chcę już go przepędzić, odzywa się tak:
- Co tam, KubRRRyńska?
I wtedy jego gardłowe „r” drze mi skórę na plecach.
Filed under: Sens Życia
