Wczoraj zadzwoniła moja komórka. Na wyświetlaczu przeczytałam: Stanisław. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Stanisław od grudnia nie żyje
Dawid popełnił samobójstwo dwa lata temu. To był koniec maja, pamiętam, było ciepło, kupiłam wiosenny płaszcz. Zaraz po tym telefonie z Warszawy gdzieś mi się ten płaszcz zapodział. Wszystko się nagle zmieniło, słońce gdzieś wraz z płaszczem przepadło, kwiaty zwiędły, a wiersze na pogniecionych serwetkach spłonęły w popielniczce.
Ale został Facebook. Tak, Dawid wciąż żyje na Facebooku, tak jak żyje tysiące innych młodych samobójców, ofiar przemocy, ofiar chorób i innych nieszczęśliwych wypadków. Facebook jakby kpił z ich śmierci – defiluje w najlepsze z transparentami ich twarzy. Portal społecznościowy nie uznaje zgonów. Tam śmierci nie ma. Tam się żyje życiem nieskończonym. Tam są wciąż aktualne zdjęcia nieboszczyka, jego kotów, psów, paczki fajek, flaszki na wpół wypitej, rozczochranej czupryny, wywalonego języka. Ktoś bliski, w trosce o szacunek zmarłego, wysyła do administratorów Facebooka pisma, prośby, akty zgonu – na nic.
Stamtąd nie ma ucieczki. Choćby w śmierć.
Kiedy człowiek umiera, wszystko się kończy. Kończy się nieodwracalnie możliwość kontaktu, kończą się odwiedziny, spotkania na peronie, bukieciki konwalii. Nie ma już baklawy z Dworca Centralnego, nie ma czarnego płaszcza w majowy dzień. Ale jest za to drugie, nieśmiertelne życie. Życie po życiu. W sieci.
Konia z rzędem, komu się udało za życia wypisać z Facebooka. Wieczny odpoczynek temu, kto się wypisze z niego po śmierci.
Myślałam niedawno, co bym zrobiła, gdyby się kiedyś odezwał do mnie profil Dawida. Myślałam, że to niemożliwe. Świat wirtualny jest szalony, ale są granice. A jednak. Nie ma.
Wczoraj zadzwoniła moja komórka. Na wyświetlaczu przeczytałam: Stanisław. Nic w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie to, że Stanisław od grudnia nie żyje.
Jest taka scena w powieści Remarque’a, gdy młody żołnierz umiera, a kolega bije się z myślami, czy może wziąć jego buty. Czy to wypada? Czy to moralne? I choć sprawa jest dość oczywista, buty się zmarłemu nie przydadzą, a tu wojna, błoto, ziąb – kolega ma wciąż dylemat.
Dziś nie ma wojny. Ale numer komórki, czy konto na komunikatorze, choć kosztuje niewiele – jest w ciągłym obiegu jak buty młodego żołnierza. I jak życie w Internecie.
Filed under: Sens Życia Tagged: Facebook, życie po życiu
